Samochód za pół ceny? Mieszkanie za pół ceny? Pracownik za pół ceny? Czy to nie brzmi jak kłopoty?
A jednak bezrefleksyjnie część biznesowych wyjadaczy pomimo świadomości, że w biznesie nic nie ma za darmo, pakuje się w kłopoty. Czasem bardzo duże kłopoty!
Przykład? Proszę bardzo! Prosto z mojego podwórka.
– Nie weźmiemy od Pani pracowników, dostaliśmy ofertę w lepszej cenie.
– Mogę wiedzieć jaka to cena? (w końcu feedback jest bardzo ważny)
– Oczywiście, przecież wiadomo jakie są stawki na rynku, 25 zł netto za roboczogodzinę! (powiedziane z dumą dającą mi odczuć, że jestem u tego kontrahenta o kilka szczebli w biznesowej hierarchii niżej niż on)
– Przecież za taką cenę nie da się opłacić ani pracownika ani wszystkich kosztów jego pracy. To jest jak proszenie się o kłopoty.
– Proszę Pani, naprawdę wiemy co robimy. Dziękujemy za ofertę i zainteresowanie. Może jeszcze kiedyś wrócimy do tematu. (dostałam w ten sposób jasną wytyczną, że może wrócimy, jak będę miała jeszcze tańszego pracownika, a tak nie mam się co łudzić)
W tej sytuacji pozostało mi czekać na rozwój wypadków. Nie trwało to długo, bo efekt zbyt niskiej ceny dał szybko znać o sobie.
– po pierwsze firma dostarczająca pracowników przestała opłacać im ZUS
– po drugie pojawiła się kontrola KAS, PIP, ZUS… nałożyła na pracodawcę karę, zablokowała konta
– po trzecie, pracownicy przestali się pojawiać się w pracy
– po czwarte, po piąte, po szóste… sporo można byłoby jeszcze wymieniać.
Nie opłaciła się niska cena, żadnej ze stron. A może tylko mi się opłaciła, bo któregoś dnia zadzwonił telefon i usłyszałam:
– Dzień dobry. Chciałbym wrócić do tematu Pani pracowników (wydawało mi się, czy faktycznie zabrzmiało to prawie jak przeprosiny ;))
– Dzień dobry, chętnie Panu pomogę. (miło i bez zbędnego sarkazmu, przecież na biznes nie powinno się obrażać)
Warto podjąć ryzyko i wybierać najtańszą ofertę? Czasem nie warto, bo najtańsza oferta bywa paradoksalnie tą najdroższą.