Czy aby na pewno w dobrą stronę idziemy? Czy Ci, którzy pracują mają płacić innym za nic nierobienie?
Zacznijmy od tego, że dochód gwarantowany chyba nie powinien się nazywać dochodem. Może powinniśmy mu jakąś inna nazwę nadać, np. antydochód?
Przyznam, że nie chcę, żeby dochód gwarantowany kojarzył się z pracą. Nazwanie dochodem przekazywanie pieniędzy za nic nierobienie deprecjonuje moim zdaniem pracę i to wszystko, co się z nią łączy. Niszczy u tych, którzy pracują, poczucie własnej wartości, siłę sprawczości i sens samorozwoju. Jak mają się poczuć w sytuacji wprowadzenia dochodu gwarantowanego Ci, których dochód jest efektem pracy, często bardzo ciężkiej?
Niedawno usłyszałam, że to tylko semantyka i nie ma się czym przejmować. Nie zgadzam się. To nie semantyka. To coś więcej, to początek pewnego kierunku zmian (na początek w naszej mentalności), a zmiany zaczynają się właśnie od słów.
Popatrzmy na pewien schemat, przez który wszyscy chyba przechodziliśmy.
Edukacja i pierwsza praca … a 10-20 lat później często ta pierwsza praca i edukacja mają się nijak do tego co teraz robimy. Nasza pierwsza praca w wielu przypadkach miała ogromne znaczenie dla ukształtowania naszego podejścia do pracy i dalszego rozwoju, jednak nie musiała zdefiniować tego, co zawodowo robimy dziś. Nasze dzisiejsze stanowiska, pozycja społeczna, sukcesy i porażki są efektem nieustannego poszukiwania, sprawdzania się, pracy i samorozwoju. Nie wyobrażaliśmy sobie budowania przyszłości na nic nierobieniu za cudze pieniądze. Tak zostaliśmy nauczeni. W szacunku do pracy.
A czego uczy dochód gwarantowany? Jaki daje przykład? Jak rozwija? Co stworzy w przyszłości? Gdzie będą Ci, którzy pójdą tą drogą i czego nauczą innych?
Dlaczego uważam, że dochód gwarantowany jest niebezpieczny? Bo nie dość, że stygmatyzuje to jeszcze tworzy nową klasę ludzi zależnych od polityków i niezależnych od wytwarzania wartości.
A gdyby dochód gwarantowany nazwać pożyczką społeczną? Gdyby ta pożyczka była formą umowy pomiędzy Państwem a Obywatelem? Gdyby warunkiem jej spłacenia (bo przecież zobowiązania należy spłacać) była praca na rzecz lokalnej społeczności? Wystarczy się rozejrzeć, żeby zobaczyć np. jak bardzo wspólna przestrzeń potrzebuje pracy tych, którzy o nią zadbają. Wspólna przestrzeń, nazywana wspólnym dobrem, własnością państwa, miasta czy gminy. Patrząc na to jak o nią dbamy mam wrażenie, że pracy w tym obszarze jej bardzo dużo.
Dzięki pracy na rzecz lokalnej społeczności, pracujący zyskaliby szacunek. Szacunek dla samych siebie i szacunek współobywateli, którzy doceniliby ich pracę. Przecież wszyscy chcemy mieszkać i żyć w środowisku przyjaznym, czystym i bezpiecznym.
Efekt takiej umowy pomiędzy Państwem a Obywatelem miałby dodatkowo ważny dla rozwoju efekt edukacyjny.
Bezwarunkowy dochód gwarantowany uczy schematu, w którym praca jest niepotrzebna. Tylko co można na tym zbudować? Kolejny podział społeczny?