Czas przyzwyczaić się do pojęć, które może znasz, ale być może nie traktowałeś ich poważnie: gigeconomy, dochód gwarantowany i gospodarka centralnie sterowana.
Gigeconomy. Weszła do nas razem z pandemią. Pracownicy nie muszą przyjeżdżać do pracy, prace wykonują zdalnie, 8 godzinny model pracy przekształcił się płynnie w model zadaniowy. Nawet procesy produkcji w fabrykach da się już sterować z poziomu komputera w domu. Pomyślmy. Czy ma to cel wyłącznie ekonomiczny? Czy nie za daleko idzie moja interpretacja, że odsunięcie ludzi od siebie będzie sprzyjało odgórnemu i łatwiejszemu ich sterowaniu? Takie mam wrażenie, ponieważ taki system tworzy pokusy dla tych, którzy pewnymi procesami lubią sterować bez niepotrzebnych ich zdaniem konsultacji ze społeczeństwem. Niezależnie od mojej opinii na temat motywów wprowadzania takiego modelu gospodarki, ta zmiana już stała się faktem.
Dochód gwarantowany. Pierwsza próba policzenia wypadła całkiem nieźle. Dorosły miałby dostawać 1300 zł (netto!) a dziecko 650 zł (również netto). Pilotażowo ma to być realizowane przy współpracy ze Stowarzyszeniem Warmińsko-Mazurskich Gmin Pogranicza. Kto ma skorzystać? Obywatele Polski mieszkający przy granicy z Rosją. Ilu mieszkańców może skorzystać? Szacunki mówią o liczbie od 5 do 32 tys. osób. Na razie nie ma ograniczeń w kwestii na co obywatel mógłby wydawać te pieniądze, ale w ślad za kierunkiem gigeconomy pewnie za chwilę takie ograniczenia się pojawią. Ciekawi mnie tylko skąd pojawią się pieniądze na realizację tego pomysłu, bo skoro to nie obywatel, który dostaje pensję gwarantowaną, wypracowuje dochód, to kto go wypracowuje i czyim kosztem?
Gospodarkę centralnie sterowaną znajdziemy w najnowszym planie Ustawy o ochronie ludności, w której ustawodawca chce mieć (a za chwilę pewnie będzie miał) wpływ na (nie)wypłatę odszkodowań za zamykanie gospodarki. Znajdziemy ją również w płacy minimalnej, której wzrost w obecnych czasach jest dobrą wiadomością, ale głownie dla ZUS. Znajdziemy ją również w zachętach zatrudniania uchodźców z Ukrainy, którzy w obecnych warunkach gospodarczo-politycznych nie chcą pracy podejmować. Te rozwiązania pokazują, że pod ochroną będą duże organizacje, natomiast małe, niech radzą sobie same.
Do tych zmian dochodzi jeszcze jeden aspekt. Polityczny kłopot, który przekłada się wprost na gospodarkę. W polskiej polityce brakuje pragmatyzmu i fachowości. Politycy bawią się w mężów stanu zamiast zadbać o gospodarkę. Z jednej strony wpędzają przedsiębiorców w większe podatki i kłopoty z drugiej dają nadzieję, na zamianę na lepsze „pracując” nad nową ordynacją podatkową, której głównym elementem będzie możliwość lepszego „porozumienia się” pomiędzy podatnikiem a fiskusem. Mam rozumieć, że kiedy jakaś firma wpadnie w kłopoty sprokurowane przez rządzących, ci ostatni łaskawie pozwolą się ze sobą porozumieć? Ciekawe na jakich warunkach, bo w tej sprawie Ministerstwo Finansów milczy.
Widzę, że za cichym przyzwoleniem polskich przedsiębiorców rządzący rzeczywiście przygotowują prawdziwe zmiany, w których dla małych biznesów miejsca nie będzie. Jesteście na to gotowi? Przyzwyczajacie się już do tego?
Katarzyna Kruczała