PAJMON CPT

Co mi zrobisz, jak Ci nie zapłacę?

Migranci w Polsce

Nie mogę sobie pozwolić na niepłacenie. Tak po ludzku.

Pracownicy, którzy pracują w mojej firmie to często osoby, które zdecydowały się z rożnych przyczyn na emigrację ekonomiczną, na porzucenie swojego dotychczasowego życia, często swoich bliskich i podjęły próbę odnalezienia się w kompletnie nowej dla nich rzeczywistości. Nie pojmuję, że ktoś może z pełną świadomością okradać ludzi, którzy szukają lepszego życia, stabilizacji, niezależności. Nie mam złudzeń, że żyję w jednowymiarowym bajkowym świecie, niemniej przekraczanie pewnych granic to dla mnie stanowczo za dużo i nie będę się na to godzić.

Prowadząc firmę muszę stale mieć świadomość zmienności otaczającego mnie świata biznesu i polityki. Każdego dnia muszę liczyć się z ryzykiem zmiany przepisów, podatków, ryzykiem zmian cen i również (a w tym artykule przede wszystkim) ryzykiem niewypłacalności kontrahenta.

Niewypłacalność kontrahenta może wynikać z wielu aspektów i zdecydowanie nie należy w tej kwestii ulegać pokusie generalizowania. Czasem jest to bowiem splot pewnych okoliczności i zależności, które powodują zwykły zator finansowy. Ja to rozumiem i wydaje mi się, że jestem na to przygotowana zarówno prawnie, finansowo oraz organizacyjnie. W trudnych sytuacjach staram się doprowadzić do konstruktywnego rozwiązania sytuacji i jednocześnie nie zapominając, że moim priorytetem jest zadbanie o bezpieczeństwo mojej firmy i zatrudnionych w niej pracowników.

Dziwnie jednak się czuję, kiedy w trakcie dochodzenia przyczyn niewypłacalności pojawiają się fakty, które jasno pokazują, że kontrahent albo jest kompletnym biznesowym abnegatem albo planował z premedytacją zwykłą kradzież. Co dziwniejsze nie chodziło o duże pieniądze, za które delikwent mógłby np. rozpocząć nowe życie na drugim końcu świata. To jeszcze mogłabym w jakiś sposób próbować zrozumieć (zrozumieć, ale nie zaakceptować!).

A jednak, pomimo często oczywistych (z mojego punktu widzenia) faktów, mam wrażenie, że prawo w naszym kraju jest tak skonstruowane, że pozwala wykorzystując kruczki prawne przedłużać czynności procesowe i unikać windykacji. Śmiem twierdzić, że taka ucieczka od odpowiedzialności nie wymaga nawet od oszusta zbyt głębokiej wiedzy prawniczej, by lawirować pomiędzy paragrafami i unikać konsekwencji. Czasem wystarczy jedną firmę, na której ciążą zaległości, zlikwidować, a kolejną powołać do życia chwilę później. Dzięki temu można prowadzić działalność pod zupełnie nowym brandem, „bez niechlubnej przeszłości”. I tak w majestacie prawa zły przedsiębiorca staje przedsiębiorcą kryształowo uczciwym.

Czy niezbyt sprawny aparata sprawiedliwości oraz przeciąganie spraw przez sądy miałyby być powodem, dla którego zrezygnowałabym z dochodzenia moich praw? Absolutnie nie! Czy w związku z tym co opisałam mam obawiać się każdego nowego kontrahenta? Też nie! Przecież nie mogę mierzyć każdego z moich kontrahentów tą samą miarą. Bo jak mówi mądre chińskie przysłowie 😉 “Ryba, która w każdym robaku widzi haczyk, długo nie pożyje.” Poza tym prowadzę biznes ze świadomością, że jest on obarczony różnymi ryzykami, którymi powinnam umieć zarządzać, ponieważ mam zobowiązania, których muszę dotrzymać niezależnie od okoliczności.

Mam nadzieję, że niebawem będę mogła (po uzgodnieniu z moimi prawnikami kwestii, które można ujawnić) opisać kilka spraw, z którymi zetknęłam się w trakcie prowadzenia mojej firmy. I mam nadzieję, że skorzystacie Państwo z mojego doświadczenia, aby skuteczniej zabezpieczać się przed nieuczciwymi kontrahentami.